-->

wtorek, 15 lipca 2014

Mocniejsze podkreślenie - prosty makijaż na imprezę

Heeejo, kochani! Dzisiaj mam dla Was trochę mocniejszą propozycję. Ciemne, przydymione oko z lekkim połyskiem. Czyli coś zdecydowanie na imprezę! Starałam się robić dużo zdjęć, żebyście przebrnęli/przebrnęły przez każdy etap tego małego tutorialu! Na początek kawusia, żeby się trochę rozbudzić rano. 
(Kochana kawa w wielkim garze obowiązkowo <3)

Najpierw oczywiście coś, żeby nawilżyć naszą skórę. Kiedy kładziemy produkty, które są long-lasting lub mają efekt matujący, tym bardziej ważnym jest, żeby buzię odpowiednio nawilżyć przed nałożeniem czegokolwiek. A wyżej mój ukochany krem nawilżający pod makijaż z Cetaphilu. Jak widać naprawdę mocno go ukochałam, bo już się kończy! :(

Na początek nakładamy bazę na powieki. Jakąkolwiek macie. Baza jest po prostu bardzo ważna, żeby Wasze cienie się dobrze trzymały i żeby wydobyć z nich jeszcze więcej koloru. Ja biorę Paint Pot z Maca, który kupiłam sobie niedawno.
Mam nadzieję, że jesteście w stanie zauważyć te subtelną różnicę. Po lewej stronie mam już nałożony Paint Pot z Maca, a po prawej brak. Widzicie jak ładnie wyrównuję koloryt na powiece? Ja jestem zachwycona!  Moja powieka wygląda prawie tak dobrze jak przy użyciu korektora. 
Następnie na całe powieki naniosłam moją kolejną nowość. Prasowany pigment z Maca w kolorze Blue Willow. 
I nakładam go na mokro na całą powiekę ruchomą! 
Psikam pędzelek tym cudem z Avonu i wtedy dopiero "nabieram" sobie cień i wciskam go w powiekę.
                  

A tak prezentuje się pigment nałożony na mokro na Paint Pot. Efekt jest przepiękny, cudownie się mieni, uwielbiam takie cienie. 
Następnie nałożyłam czarny cień, żeby stworzyć jakby w zewnętrznym kąciku delikatne V. Przeciągnęłam to też do 2/3 na dolnej powiecie. W wewnętrznym kąciku położyłam odrobinę rozświetlacza Mary-Lou.
(Czarny, matowy cień z Inglota numerek 389)
 Szybko i sprawnie, prawda? :D A tak wygląda efekt końcowy makijażu oczu!
Z lewej widzicie już, że dołożyłam sobie jeszcze czarną kreskę eyelinerem i tusz do rzęs. Uwielbiaaam malować się eyelinerem i uważam, że każda dziewczyna z nim ładniej wygląda. A po prawej sam efekt uzyskany cieniami. Dalej musiałam nałożyć podkład, korektor, puder, bronzer i rozświetlacz! Nie ruszam się nigdzie bez wykonturowanej twarzy. 
Baza i puder matujący, jeśli chcecie, żeby Wasz makijaż się dłużej trzymał i nadmiernie nie świecił.

Ultra trwały tint do ust z Maybelline numerek 170  i podkład matujący z Maca Studio Fix w kolorze NC15.

Wyżej wspomniana Mary Lou-manizer z The Balm.

Bronzer Catrice Matt Bronzing Powder Sun Glow

I mój ulubiony eyeliner na całym świecie! Super Liner Perfect Slim z L'oreal Paris. 

Mam nadzieję, że ten mały tutorial makijażowy się Wam przyda i spodoba. Zamiast używania tego prasowanego pigmentu możecie użyć innych ciekawych, połyskujących cieni, na przykład z Catrice lub z Inglota. Pozdrawiam i buziaki, kochani! :*





piątek, 4 lipca 2014

Wielki powrót! :)

   Hejo, dziewczyny i chłopaki też (jeśli jacyś są :P)! Znowu będę się Wam tłumaczyć, okropna ze mnie blogerka, naprawdę. Remont kuchni, zmiana auta, wyjazdy. To wszystko sprawiło, że zupełnie nie miałam czasu na pisanie. Na szczęście już jestem i mam nadzieję "pogadać" Wam o paru nowościach, które u mnie są już od jakiegoś czasu. Szczególnie dużo pogadam dzisiaj o pewnej gąbeczce.
   Nie jestem fanką gąbek, naprawdę! Uważałam, że są okropnie niewygodne, nieporęczne, nie wiem.. Wizja aplikacji podkładu taką gąbką wydawała mi się po prostu niewygodna jak cholera! Mimo to, dałam się skusić i kupiłam sobie gąbkę Miracle Complexion Sponge z Real Techniques. JESTEM ZACHWYCONA! ZACHWYCONA! To jest cudowne, cudowne, cudowne. Uwierzcie mi, że nie używam już żadnego pędzelka, ani do podkładu, ani do korektora. Obydwa produkty już od chyba około 2 tygodni nakładam gąbeczką. Jest to naprawdę wygodne i szybkie. Ale co to byłaby za recenzja gdybym nie napisała minusów, prawda? A są! Gąbeczka, według mnie, ma ich parę, chociaż jakoś specjalnie mnie nie drażnią, ale zawsze warto wiedzieć przed ewentualnym zakupem. Tym bardziej, że wydaję mi się, że często urodowe blogerki/vlogerki zapominają wspomnieć o wadach. Na pierwszy ogień leci gąbeczka firmy Real Techniques. Gąbeczkę zamówiłam tutaj TU LINK. Myślę, że warto Wam to napisać bo w wielu miejscach jest wykupiona, a tu jest na pewno. Pierwsze co to cena. Gąbeczka wcale nie kosztuje 29,90zł, nie dajcie się zwieść i wcisnąć kitu, bo przesyłka to 10zł. Więc końcowa cena tej gąbki to 40zł (oczywiście zależnie od tego jaką przesyłkę bierzecie, ja zwykle wybieram paczkomaty). To jest już pierwsza rzecz, która mnie osobiście wkurza, bo przesyłka tego maleństwa kosztuje prawie połowę samego produktu i to jest właśnie rzecz o której wszyscy zapominają mówić. Co jak co, te 40zł to połowa Beauty Blendera. Jakość produktu. Gąbka jest mięciutka, dobrze zbita. Tu wrzucę Wam zdjęcia nowej i mojej po dwóch tygodniach użytkowania. Same ocenicie.

(Po lewo moja, po prawo nówka-nieśmigana mamy :P)
 Jak widzicie gąbka zdążyła już stracić swój oryginalny kolor, jest umyta, ale niestety się zafarbowała. Nie odbija się to wcale na jej użytkowaniu. Nie podarła mi się, nie odkształciła, "rośnie" pod wpływem wody tak samo jak robi to Beauty Blender. Jest bardzo wygodnie ścięta pod lekkim kątem, ta część gąbki bardzo dobrze mi się sprawuje w okolicach oczu gdy chcę rozetrzeć korektor i podkład na granicach. Nie spodziewałam się, że będę jej używać dzień w dzień, a naprawdę to robię. Polecam z czystym sercem, uważam, że jest warta zakupu. Aplikacja podkładu tym małym cudeńkiem trwa dużo szybciej, niż pędzlem. Efekt jest dużo bardziej naturalny i bardzo łatwo możemy budować krycie. Boli mnie tylko fakt, że polskie strony tak okropnie na nas zdzierają, bo gąbeczka w USA kosztuje raptem 4.99$, a my musimy na nią wydać ok. 40zł.
   Kolejny produkt, to nic innego jak krem z filtrem. Ja jestem białasem, jestem biała jak ściana, a tacy ludzie szczególnie powinni dbać o zabezpieczanie swojej skóry przed słońcem. Robi się gorąco, słońce świeci. Pamiętajcie, żeby dbać o skórę w tym czasie i nie wystawiać jej na słońce bez żadnej ochrony. Słońce wcale nie jest naszym przyjacielem, postarza naszą skórę, oraz może przyczynić się do wielu niebezpiecznych chorób. Osobiście używam kremu z filtrem z La Roche-Posay Anthelios XL 50+ formuła Anti-shine.


Nakładam go pod podkład. Polecam go, a czemu? Bo szybciutko się wchłania i ma MATOWE wykończenie! Tak, dobrze czytacie. Świetnie się sprawdza pod makijaż bo dodatkowo matowi naszą skórę i nie świecimy się przesadnie. Mój mały pomocnik w codziennym makijażu. Cena ok. 55zł/50ml. Nie zauważyłam też by wysuszał mi skórę, więc serdecznie polecam!
   Dalej lecimy z wodą z La Roche-Posay. Woda termalna, która ma nawilżać, odmładzać, koić naszą skórę.


Bardzo ciekawy gadżet. Nie widzę jakiś specjalnych efektów, ale też muszę się przyznać do tego, że nie stosuje tego produktu zbyt regularnie. Fajna sprawa, gdy są takie upały, bo bardzo przyjemnie ochładza. Tym bardziej, że możemy ten produkt trzymać w lodówce dla lepszych efektów. Możecie mi opowiedzieć jeśli miałyście jakieś przygody z tą wodą, lub inną. Z przyjemnością poczytam i może się przekonam do regularnego użytkowania.
   Na koniec ostatni mój zakup, jajeczko EOS również zakupione na stronie urodomania.com. Mam jajeczko różowe, o smaku i zapachu truskawek.


 Czemu pisze smaku? Bo one też mają smak! I są niestety bardzo dobre i słodkie, przez co dość często zdarzało mi się go zlizać. :D  Poręczne, małe i również uważam, że to fajny gadżet. Ale do zwykłego nawilżenia naszych ust równie dobrze spiszę się zwykły krem Nivea.
Jak widzicie znowu trochę pokupowałam, ale co tam! Raz się żyje! Ktoś coś miał i testował z tych moich kosmetycznych nowości? Podzielcie się opiniami, chętnie poczytam! Możecie mnie również śledzić na instagramie. Staram się tam dość często udzielać. Gratuluje maturzystom napisanych i zdanych matur i powodzenia w rekrutacji dla Was i dla mnie też! :) Za parę dni postaram się zawitać z kolejną notką. Buziaki i do następnego!
(Dla zainteresowanych na ustach Maybelline 10 hour stain gloss nr 170, polecam, polecam, piękne kolory i bardzo trwałe! :*)

środa, 4 czerwca 2014

Let's hit the road!

I znowu dałam ciała! Nie umiem kompletnie wyrobić w sobie systematyczności do prowadzenia bloga. Dzisiaj mam inną wymówkę, baaardzo dużo się działo w maju, remont, plany, teraz wyjazd. Niekoniecznie dobrych rzeczy, niestety. Ale już od trzech dni, mamy nowy wspaniały miesiąc, zaczyna się robić ciepło i przyjemnie, wakacje się zbliżają, matury napisane, więc niedługo wszyscy będziemy szczęśliwi! Macie już jakieś plany wakacyjne? Osobiście mam całą masę, zobaczymy jak to wyjdzie! Tymczasem popiszę Wam o tym, co zwykle pakuje do walizki na wyjazdy, mowa oczywiście o kosmetykach do makijażu, czy też pielęgnacji. Zwykle pakowanie się zaczynam już trzy dni wcześniej. Nie znoszę robić rzeczy na ostatnią chwilę, dlatego takie rzeczy jak pociąg, czy bilet miałam już sprawdzone miesiąc temu. To przerażające, nie? :D Ale podróż ze mną nie jest chyba aż taką tragedią. To już nie mi oceniać.
Piątego czerwca we Wrocławiu będzie koncert Linkin Park!

Tadam! Bilet na Linkinów!

Linkin Park namiętnie słuchałam jak byłam dużo młodsza. To takie spełnienie mojego marzenia z dzieciństwa, zawsze chciałam pójść na ich koncert. Gdy grali w Polsce po raz pierwszy, chyba w Katowicach, to niestety nie mogłam pojechać, więc gdy teraz usłyszałam o tym, że będą grać to stwierdziłam, że muszę pojechać! Ale nie samym koncertem człowiek żyje, we Wrocławiu jest masa innych atrakcji. Uwielbiam Wrocław, kocham to miasto ze względu na to, że mam tam masę znajomych, atmosfera tego miasta jest taka przyjazna. Mam stamtąd mnóstwo wesołych wspomnień. Z przyjaciółkami planujemy pójść do Ogrodów Japońskich, do ZOO, do kina na "Maleficent" (Tego filmu nie można przegapić!), do restauracji koreańskiej, na zakupy, naprawdę dużo mamy do zrobienia, także czekajcie na dużo ciekawych zdjęć. :)
Ale przejdźmy już do sedna. PAKOWANIE!

Proszę bardzo jak się zgrabnie spakowałam! :P Na pierwszym planie moje pidżamy! Po lewo prezenty dla dziewczyn z Holandii i jeszcze obok moje buty.

 Lubię się pakować, chociaż zawsze się stresuję, że o czymś zapomniałam, też tak macie? Pominę takie głupoty jak ciuchy, buty, biżuterię, a przejdę od razu do kosmetyków. Wiadomo, że nie można wziąć całej swojej łazienki. Trzeba się trochę pohamować. Wzięłam mój najnowszy nabytek. Jesteście ciekawe jak się sprawdzi? Może zrobię Wam test na żywo jak wrócę? Podobno ma wiele zastosowań i jest cudowny. Będzie miał ciężki test przed sobą, bo planuję go użyć przed koncertem, żeby doskonale wyglądać przed Chesterem, haha! :D

Pidżamka robi mi za tło, uuups.

Jak widzicie mam aż trzy kosmetyczki! Oj, ale zawsze wolę wziąć trochę więcej! Baza, podkład, korektory i puder, róż, rozświetlacz, bronzer, no same podstawowe rzeczy. A z tyłu w czarnej kosmetyczce pędzelki do malowania. 

(Dwa pokłady, już tłumacze czemu. Mieszam je ze sobą, żeby dostać dobry kolor dla siebie i wtedy też dają świetny efekt. Ale najczęściej używam True Matcha, odstawiłam zupełnie na półkę mojego NYXa.)

I to tyle, kochani! Pobazgrałam Wam trochę o moim wyjeździe i szykowaniu. Dopakuję jeszcze pewnie masę rzeczy i zmykam, bo powinnam jeszcze się przespać, a o 14 pociąg do Wrocławia. Może z kimś się widzimy? :* Ktoś też się wybiera na koncert? Buziaaaki!

środa, 14 maja 2014

MAC Playland! Let's play with colors!

Witajcie, kochani! Udało mi się jednak zacząć pisać te notkę po całkiem niedługiej przerwie. Tym razem nie piszę tak późno z mojej winy, a z winy Pana Kuriera, który dopiero dzisiaj zawitał z moją paczką z... MACA! Zaszalałam i zamówiłam sobie u nich dwie nowe szminki z serii Playland. Byłam zachwycona jak zobaczyłam tę serię. Te piękne, żywe kolory, cudowne pigmenty. Cudeńka! Kupiłabym najchętniej wszystko, ale nie oszukujmy się, ceny to są tam niezłe. :P Ale na Maca warto! Lepiej iść w jakość, nie w ilość.
 

                              (Playland i Sweet Experience)



 I dzisiaj zaprezentuję Wam dwa dość szalone makijaże z jedną z tych właśnie pomadek na ustach. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Kosmetyki, których użyłam dziś:
1. Baza na całą twarz, ja użyłam The Porefessional z Benefit, ale możecie użyć taką jaką tylko chcecie!
2. NYX Jumbo Pencil w kolorze Milk, jako bazę na całą powiekę, każda kremowa baza, wyrównująca koloryt Waszej powieki się świetnie sprawdzi. :)
3. Randomowa paletka z chińskiego sklepu, nie uwierzylibyście ale ich cienie są naprawdę w porządku. Jeśli macie chiński sklep u siebie to lećcie kupić sobie jakąś paletkę. Cienie mnie nie uczuliły, są ładnie napigmentowane, przyjemnie się nimi malowało oko! :)
4. Do drugiego makijażu użyłam paletki ze Sleeka o nazwie Acid. Wszystkie cienie są matowe w tej palecie! (Jeśli ktoś byłby nią zainteresowany, a ja osobiście mogę ją polecić, bo za niewielką cenę dostajemy cienie o naprawdę nietypowych kolorach!)
4. Niebieska kredka do oczu, moja jest z Golden Rose, numerek 118.
5. Maskara Essence LashMania Reloaded
6. Revlon Colorstay dla cery mieszanej/tłustej w kolorze 110 ivory.
7. Korektor pod oczy firmy NYX HD kolor CW01 Porcelain
8. Puder The Body Shop (mój ulubieniec od ponad dwóch lat!) All In One Face Base kolor 02.
9. Bronzer Catrice Matt w kolorze Medium.
10. Cień Guerlain jako rozświetlacz na szczyty kości policzkowych, w wewnętrznych kącikach oczu oraz na grzbiet nosa!
11. Szminka MAC Playland.
Tak Playland prezentuje się na moich ustach, wykończenie ma genialne, wygląda niesamowicie! 

A to moja biedna, wymęczona paleta ACID ze Sleek MakeUp. Ma już parę lat. Jak widzicie zeskrobałam trochę różowego cienia, żeby zrobić z niego eyeliner za pomocą duraline! 
Dwie pompeczki tego płynu i spokojnie zrobicie sobie kreski na obu oczach! 
Tak prezentują się gotowe makijaż na obu oczach! A teraz przejdźmy do instrukcji jak go zrobić! :)

Najpierw opisze Wam oko ciemniejsze, bardziej nadające się do makijażu codziennego. Przynajmniej dla mnie. 

1. To jasny róż, który nałożyłam naprawdę niedokładnie, niestarannie, na calutką powiekę ruchomą, jak i trochę powyżej.
2. To bardzo ładny fiolet, którzy widzicie na zewnętrznej części mojej powieki, resztka, która została na pędzelku jest też roztarta w załamaniu ku wewnętrznemu kącikowi. 
3. To niebieski, który jest nałożony tylko i wyłącznie na sam środek, nigdzie go nie przeciągałam, jest tylko lekko roztarty z fioletem. 
4. Dodałam go na ten niebieski, który nałożyłam na środek powieki. 
5. Na końcu zaznaczyłam trochę mocniej nim to tak zwane zewnętrzne V naszego oka i nałożyłam go na 2/3 dolnej powieki. 
6. Kreskę wykonałam wcześniej wspomnianą kredką do oczu z Golden Rose! 

Drugi makijaż, ten jaśniejszy:
1. Neonowy żółty nałożyłam na calutką powiekę ruchomą i roztarłam też nieco w załamaniu. 
2. Neonowym zielonym zaznaczyłam zewnętrzną część oka na kształt V i resztkę, która została mi na pędzelku roztarłam w swoim załamaniu, przeciągnęłam go też na dolną powiekę, żeby się ze sobą łączyły.
3. Pomarańczkę położyłam na środkową część górnej powieki. 
4. Z czwóreczki zrobiłam sobie eyeliner jak widzieliście wyżej za pomocą Duraline! Mega sprawa, polecam każdemu! :)
5. Położyłam w wewnętrznym kąciku oka.

Rzęsy wytuszowałam maskarą z Essence Lashmania Reloaded i dokończyłam makijaż. 

No i jak podobała Wam się moja zabawa z kolorami? Który z nich byście założyły? :D
Obiecuję następnym razem coś bardziej "normalnego". Pozdrawiam, całuję i do następnego! <3

sobota, 10 maja 2014

Holandia!

Hej! Znowu nawaliłam i nie naskrobałam niczego przed wyjazdem i wyszła teraz taka długa przerwa. Ale jak już jestem to teraz postaram się, grzecznie, pisać co 3-4 dni. Miejmy nadzieję, że się uda!
Jak już wcześniej pisałam na weekend majowy wybrałam się do Holandii. To państwo jest totalnie szalone, ale mimo wszystko bardzo fajne. W Amsterdamie zdecydowanie można się nieźle wyluzować, pewnie dzięki zapachowi marihuany, który czuć w wielu miejscach. :P Cała podróż do Holandii trwała 16 godzin, więc to masa czasu. Na szczęście drogę do udało mi się w większości przespać. W Delft byliśmy około godziny 20, kolacja w hotelu Campanile i spanko. A od rana bardzo intensywne zwiedzanie Amsterdamu. Ale wszyscy wiemy, że turystyka to sport bardzo ekstremalny. Nie ma spania, trzeba zwiedzać. Muzeum Ruks, muzeum Van Gogha, szlifiernia diamentów, Plac Dam, rejs statkiem po kanałach w Amsterdamie, ulica czerwonych latarni. No masa atrakcji! Po drodze też dwie godziny wolnego czasu, które spędziłam w MACu, The Body Shopie, Etosie i na kawie w Starbucksie (White girl, huh? :D). No i oczywiście zapomniałam o targu kwiatowym i o różnych pięknych rodzajach kwiatów. Następny dzień był spędzony na zwiedzaniu Hagi, Rotterdamu i Schevenigen nad Morzem Północnym. Ostatni dzień naszego pobytu to zwiedzanie Keukenhof i Farmy na której produkowane były chodaki i sery holenderskie! Keukenhof to ogrody w Holandii w których kwiaty kwitną tylko 2 miesiące w roku. Widok jest niesamowity! Ilość kwiatów oszałamiająca! Jak widać wycieczka niestety dość krótka, chociaż dla mnie wystarczy. Ja tam nie lubię być długo poza domem.. Macie tak samo? Jestem totalnym domatorem, w swoim pokoju czuję się najlepiej. :)
W Holandii szukałam różnych nowości kosmetycznych, ale o dziwo nie udało mi się złapać niczego ciekawego. Jedyne co kupiłam z takich nowinek to balsam do ciała z Vaseline w sprayu. U mnie w mieście go niestety nie ma, ale może gdzieś tam u Was jest? Wiem, że w UK na pewno! :) Fajna sprawa, ładnie pachnie, szybko schnie, nie klei się. Generalnie jest szybciutki w użyciu, co jest bardzo wygodne! No i ma bardzo przyjemny zapach, czekoladowy! No kto nie lubi zapachu czekolady?
Jeśli chodzi o moje nowości kosmetyczne to ostatnio kupiłam to specjalne pudełeczko Benefitu "From LeeLee with Love". W środku były perfumy o bardzo przyjemnym, kwiatowym, świeżym zapachu, maskara They're Real! no i kultowa baza The Porefessional. Jestem ZAKOCHANA w bazie. Jest niesamowita, naprawdę! Mój makijaż wytrzymał od 4 nad ranem do 16-17 po południu. Dwanaście godzin! Cudo! Na promocji w Rossmanie kupiłam też Revlon Colorstay. Osobiście byłam mega sceptyczna co do marki Revlon, wcześniej pokusiłam się o zakup podkładu Revlon Air Mousse Foundation. TO JEST KOSZMARNY BUBEL, masakra, niewarte swojej ceny, jeśli jeszcze o nim nie słyszałyście to tu podrzucam linka do testu na żywo Hani . Nie polecam, całym sercem odradzam zakup tego produktu. Dlatego też przez dość długi czas byłam antyfanką marki Revlon. Aż do promocji Rossmanowej. Dałam tej marce drugą szansę, kupiłam Revlon Colorstay i muszę przyznać.. Że jest naprawdę w porządku! Bardzo mi się podoba, ładnie matuje, lekko zastyga na twarzy, ma dobre krycie, można je budować, długo się trzyma. Jestem jak najbardziej na tak! Kupiłam też moją dawną miłość True Matcha, uwielbiam go i nigdy nie przestanę! Jeśli tak jak ja lubicie matowe wykończenie to jak najbardziej polecam Revlona. W The Body Shopie złapałam bananową odżywkę, moje małe cudo. Moja mama wzięła sobie czekoladowy balsam, ja kokosowy i jeszcze czekoladowy balsam do ust. W TBS dostałyśmy zniżkę na 10 euro, więc byłyśmy bardzo zadowolone. A w MACu szybko złapałam korektor Pro Longwear! Piękny, wspaniały, cudowny! Dużo lepszy niż NYX, no, ale nic dziwnego.. Poniżej zamieszczę parę fotek z Holandii i rzeczy, które ostatnio dołączyły do mojej kolekcji! A co tam u Was, kochani? Jak minęła majówka? :)
No i obiecane zdjęcia:

(Czemu nie ma u nas w zwykłych supermarketach takich? :()






Macie małą porcję fotek, kochani, a ja idę pić nowe piwko od Somersby. Podobno pycha! Do następnego! <3

sobota, 19 kwietnia 2014

Święta + haul!

Przygotowania do świąt cały czas trwają, a ja w tym całym chaosie postaram się napisać dla Was jakiegoś małego posta. W ostatnim czasie udało mi się zrobić dość spore zakupy. Naprawdę, zaszalałam. Wybrałam się w Poznaniu do drogerii Hebe, tej w galerii MM na Św. Marcinie. W moim mieście rodzinnym nie mamy niestety Hebe, czego OKROPNIE żałuję! Jezu, ile tam jest wszystkiego! Nie mogłam się aż zdecydować co wziąć. To jest jak Natura, Rossmann i Superpharm razem wzięte! Jak zobaczyłam L'oreal True Match na promocji za 37zł to aż mi szczęka opadła, on normalnie kosztuje ponad 50zł. Ale nie o wspaniałości Hebe chciałam się tutaj rozwodzić, a o moich zakupach! Ale najpierw muszę pochwalić pędzle, które ostatnio kupiłam. Postanowiłam wziąć pędzle Zoevy. Trochę na czuja, bo wcześniej nie miałam ani jednego ich pędzla, więc nieźle zaryzykowałam. Wybrałam dwa, 230 - pencil i 231- petit crease.

Są FENOMENALNE! NAPRAWDĘ GENIALNE! CUDOWNE, WSPANIAŁE, NIE MAM ZŁEGO SŁOWA. Są pięknie wykonane, eleganckie, zgrabne, przyjemnie się je trzyma w ręku. W pierwszym momencie jak ich dotknęłam to trochę się zlękłam bo były twarde, a jak przyłożyłam je do oka to jakby jakaś przyjemna, futerkowa łapka mnie dotykała. Przepraszam za te porównania, ale staram się oddać to jakie miłe mają włosie! :D Gdy się dzisiaj malowałam to osiągnęłam po prostu taki zgrabny, idealny kształt. To było tak łatwe.. I tymi dwoma pędzelkami wykonałam praktycznie cały makijaż oczu. Polecam je serdecznie całym sercem! Kupiłam też pędzel Hakuro 50S do podkładu i wydaję mi się, że trochę się rozczarowałam..(?) Nie wiem, nie jestem zachwycona jakoś specjalnie, jest w porządku, nie mówię, że jest zły. Jest mocno zbity, gęsty, mięciutki. Nie zostawił żadnych smug, to fakt, ładnie nim zbudowałam krycie, ale chyba spodziewałam się czegoś więcej. W ciągu ostatniego tygodnia zbudowałam sobie całą, własną paletkę Inglota. Generalnie cienie Inglota polecam raczej początkującym, naprawdę ciężko zrobić sobie nimi krzywdę bo są dość marnie napigmentowane, łatwo się blendują. Bardzo długi czas zasadzałam się na palety Sleeka, ale koniec końców stwierdziłam, że sama zrobię własną paletę z kolorów, które mi się podobają i których faktycznie będę używać. Tym oto sposobem stworzyłam swoją własną paletę cieni, gdzie mam kolory, które uwielbiam i którymi można wyczarować cuda! Wydaję mi się, że jest bardzo uniwersalna.
(Słaba jakość i przekłamane kolory, strasznie przepraszam!:()

Połyskliwy złoty i róż, matowa czerń, matowa biel, matowy szary, matowy brąz i matowy beż w sam raz do rozcierania. Głęboki granat, perłowy burgund i taki perłowy, królewski fiolet. Kolory bardzo różne, ale wszystkie są w moim stylu, nie jestem fanką mocno kolorowych makijaży oczu, bardziej stawiam na usta. Musiałam też wyposażyć się w mój ukochany eyeliner z L'oreala bo swój zgubiłam (Go też serdecznie polecam!). No katastrofa, dzisiaj rano chciałam namalować sobie kreski i nie mogłam go znaleźć, nie mam pojęcia gdzie się zapodział. No i dalej możemy przejść do faktycznych zakupów z Poznania! Kupiłam dwa suche szampony Batiste. Osobiście jestem fanką suchych szamponów, nawet jeśli wolisz myć włosy codziennie, to dziewczyna zawsze powinna mieć suchy szampon u siebie. Tak w razie czego, nigdy nie wiesz co się wydarzy, a suchy szampon potrafi uratować całą sytuację. Bardzo przydatne są też na wyjazdy. Jadę teraz do Amsterdamu i będę długi czas w podróży, przydadzą się nawet, żeby dodać im odrobinę objętości, wzięłam dwa. Jeden właśnie na objętość, który pięknie, słodko pachnie i drugi tropicalny, który pachnie trochę kokosem i trochę ananasem. To jest chyba główna ich zaleta, mają fajne opakowania, są bardzo duże i pięknie pachną! Kupiłam też bronzer, chłodny, matowy odcień, jestem BARDZO zadowolona, wreszcie znalazłam sobie świetny bronzer i bardzo mnie to cieszy! Dzisiaj miałam już okazję go użyć i świetnie się spisał. Nabyłam też bazę z Catrice, matującą i zmniejszającą pory, niestety jeszcze jej nie przetestowałam. Dwa cienie z Catrice o CUDOWNYCH KOLORACH! Mają taką przyjemną konsystencję, pięknie napigmentowane, cuda! Wcześniej kupiłam sobie też dwie pary butów. Jak widać powoli szykuje się do mojego majówkowego wyjazdu do Amsterdamu. Miałam wybrać się na targi kosmetyczne do Poznania, ale póki co muszę zaoszczędzić, żeby przywieźć sobie jakieś fajne kosmetyki i ciuchy z Holandii, więc odpuściłam, ale w przyszłym roku na sto procent się wybiorę! No, nieźle się rozpisałam, ale trochę tego wszystkiego było! Dawno też się nie odzywałam.

Mam nadzieję, że przyjemnie i spokojnie spędzicie święta z rodziną i życzę Wam też mokrego dyngusa! Smacznego jajka! :* Do napisania, kochani! Wiem, że wpis strasznie chaotyczny i na szybko, ale to pracowity weekend dla nas wszystkich!

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Oops, maybe now we will talk about true essentials. (Faworyty pielęgnacyjne)

  Hej, kochani! Mojego zapału ciąg dalszy, staram się w miarę często Wam pogadać. A dzisiaj opowiem o pielęgnacji. Niezbyt szczegółowo, raczej tanio, ale solidnie! Opowiem o tym jakich produktów osobiście używam i jakie lubię. Nie będzie ich za dużo, ale kto wie, może lubimy te same!
W okresie zimowym/przejściowym cierpię na okropnie suchą skórę. (Wy też tak macie?) Poszczególne partie skóry na buzi lub na dłoniach mi się okropnie przesuszają co nie wygląda zbyt apetycznie. Co jest najważniejsze w pielęgnacji? A to, żeby być systematycznym! Kremowanie naszej buzi lub rąk dwa razy dziennie to absolutne minimum! Nawet latem, słońce też potrafi być dla nas ostre i może nam niestety zrobić krzywdę. Krem nawilżający i krem z filtrem latem to podstawa! Ale teraz konkrety. Mam 20 lat, dlatego też nie używam niczego przeciwzmarszczkowego, bo kolagen w skórze podobno jest produkowany do 25 roku życia i od tego momentu powinno się zacząć działać. Więc nikogo chyba nie zaskoczę jeśli powiem, że używam zwykłego (nie jest wcale taki zwykły!) kremu nivea (zimą tej wersji dla dzieci).



(Cena granatowego to około 14zł za 250ml, a nivea baby jest niestety nieco droższa. Produktu jest tam 100 ml za 13zł.)

Tego kultowego już produktu używam głównie na noc, grubą warstwą nakładam go na oczyszczoną twarz. A czym czyszczę twarz? Biodermą! W blogosferze bioderma to must have. Szczerze mówiąc, sama, dość długo się wahałam czy jest warta swojej ceny. Nie oszukujmy się, do tanich nie należy. Ale jest! Jest naprawdę, naprawdę wydajnym płynem micelarnym. Jeśli się Wam uda możecie złapać go na fajnej promocji. (Ja zamówiłam go sobie ze strony cefarm24.pl, tam w cenie jednego mamy dwa produkty.) Płyn micelarny Bioderma jest bezzapachowy, bardzo sprawnie i dokładnie zmywa makijaż, nie podrażnia skóry, a nawet ją łagodzi. Zdecydowanie zostałam jego fanką. Jak nie macie ochoty wydawania majątku na płyn micelarny to serdecznie polecam Lirene Dermoprogram dla skóry naczynkowej, jest bardzo delikatny i ma PRZEPIĘKNY zapach.


                         (Bioderma; cena ok. 50zł, Lirene Dermoprogram; cena ok. 13zł)

Gdy mowa o doskonałym kremie pod makijaż to polecam Cetaphil (Cetaphil też łapałam na cefarmie24, nie wiem czy jest dostępny w ogóle stacjonarnie). Jest przyjemny, lekki, ponoć bezzapachowy, ale nie wiem jak Wy ja czuję delikatny zapach. Bardzo szybko się wchłania, świetnie się sprawdza pod makijaż. A bardzo ważnym jest, żeby buzię przed nałożeniem makijażu dobrze nawilżyć.
A co kiedy mam ochotę nieco dokładniej oczyścić skórę? Wtedy używam peelingu z Sorayi.

                        

(Soraya Peeling morelowy Ultra-oczyszczający, ok. 9zł)

Jedynym jego minusem jest zapach, ale to chyba też zależy od gustu. Ja za nim nie przepadam, ale wiem, że są ludzie, którym się podoba. Ma bardzo drobne ziarenka w sobie, dzięki czemu dokładnie czyści twarz. Pamiętajcie, że przy używaniu peelingów nie ma się co ze sobą cackać. Mocno szorować twarz dłońmi, aż zrobi się lekko czerwona. O to w tym chodzi, żeby zedrzeć ten zniszczony, zanieczyszczony naskórek i ją głęboko oczyścić. Ale niewolno też przesadzać, peelingi można robić do 3 razy w tygodniu.
A Wy jak sobie radzicie z Waszą skórą? Macie jakieś ulubione kosmetyki do pielęgnacji? :)
Do następnego! Jeśli macie ochotę możecie follownąć mnie na Instagramie, ikonka jest już na stronie! :*